„Umarł mi. Notatnik żałoby” to niewielkich rozmiarów książka Ingii Iwasiów, której moc oddziaływania jest ogromna. Czy śmierć, która dotyka nas wszystkich jest czymś prywatnym czy publicznym? W jaki sposób przeżywać kolejne dni, kiedy w nas samych szaleje tęsknota, żal i złość, ale świat wydaje się tego zupełnie nie zauważać. Serdecznie polecam tę bardzo osobistą książkę, w której autorka próbuje przepracować stratę ojca, a jednocześnie stawia najważniejsze pytania nam żyjącym.
Chodzę po ulicach, a ta książka mówi we mnie gotowymi zdaniami. Nie nadążam z powrotem przed komputer, przewracam po drodze krzesła, szklanki z niedopitą herbatą. Brzęczą we mnie zdania jak srebro wytrącone przez tatę ze starych kopert zanurzanych w roztworze kwasu, jak złoto kąpane w wodzie królewskiej. Potem okazuje się, że są tombakiem, niklem, żelazem, miedzą. Zapisuję hasła. Miałam zamiar kupić w tym celu kolorowe kartki. W końcu pocięłam jakiś notes uniwersytecki. Chciałabym odkopać z dnia siebie ostatnią rozmowę; ssie mnie w żołądku, zatrzymuje w drodze, zatyka. Zamiast niej: obraz ojca na tle różnych miejsc, w których jestem, niemy ojciec stojący naprzeciw mnie, uśmiechnięty smutno, ale wspierający, jak zawsze.