Wreszcie znalazłem na to dobre słowo. Był październik, może początek listopad, kilka lat temu. Pojechałem do Jeleniej Góry bez ważniejszego powodu, chciałem się powłóczyć po górach. Kolory nasiąkały wodą, cały pejzaż był od niej ciężki. Wspinałem się na taboretowate szczyty Rudaw Janowickich, żeby spojrzeć na śpiące wioski i wąskie nitki obsadzonych dróg. Ziemia była płowa, chmury spiętrzone, dal pojemna, a jednocześnie skończona. Wtedy uświadomiłem sobie, że to jest Kraina.
Fragment z książki Filipa Springera Mein Gott, jak pięknie.