Kobieta, która…

…zrobiła coś, o czym pewnie niejeden śmiertelnik niejeden raz marzył. Pewnego dnia zdecydowała się położyć do łóżka – i to jeszcze żaden wyczyn. Zdecydowała się jednak również przez rok z tegoż łóżka nie wstawać. Święty spokój, którego oczekiwała jako naturalnej konsekwencji owej decyzji, okazał się niestety wysoce nieosiągalny. Ba! Spokój to ostatnie, co było jej sądzone…


Kiedy Sue Townsend przez dekady opisywała mniej i bardziej dziwaczne perypetie Adriana Mole’a, czytelnik nie miał wyboru – może i trochę żałował tragikomicznego bohatera, częściej jednak śmiał się z niego do rozpuku. Tymczasem ostatnia jej książka (i to, niestety, dosłownie ostatnia, bo pisarka zmarła w kwietniu tego roku) fragmentami, owszem, iskrzy się typowym dla Townsend zmysłem komicznym, ale… Gorzka to opowieść, w bardzo krzywym, choć jednocześnie niezmiernie realistycznym zwierciadle pokazująca życie człowieka, absurdalność jego wyborów, drwiąca z naszego konceptu wolnej woli i drwiąca z idealistycznych wyobrażeń o bliskości.

Eva Beaver wyprawia swoje siedemnastoletnie bliźnięta na uniwersytet. Mąż, astronom-fanatyk (taak, okazuje się, że istnieje taki gatunek) sam wyprawia się do pracy. Zostaje więc Eva w pustym domu – jeśli nie liczyć wszechogarniającego bałaganu, którego, pierwszy raz od ładnych kilkunastu lat, nie zamierza sprzątać. Zamiast tego – w ubraniu kładzie się do łóżka. I już przez rok z niego nie wychodzi. Wydaje się proste? Nic bardziej mylnego. Restrykcyjne podejście do podjętej decyzji wymaga katorżniczej reorganizacji całego życia jej samej, ale i krewnych i znajomych królika. Przez sypialnię Evy przewija się przez ten czas cały korowód groteskowych postaci, ona sama zostaje przez media okrzyknięta „świętą”, a dzieci i małżonek…cóż, okazuje się, że nie miała bladego pojęcia, co naprawdę czai się w ich sercach i umysłach. 

Co sprawia, że jako dorośli ludzie jesteśmy właśnie w tym miejscu, otoczeni przez taką, a nie inną rodzinę (choć tu akurat należałoby mocno rozszerzyć pole semantyczne tego słowa), z konkretnymi frustracjami, traumami, ale i marzeniami? Czy w ogóle można przejść przez życie z poczuciem szczęścia i świadomością, że na cokolwiek mamy wpływ? I po co się trudzić, skoro koniec końców nasze losy okazują się absurdalnym teatrzykiem kukiełkowym? Jasne, wielu przed Townsend zadawało już te pytania, wielu będzie je jeszcze zadawać (miejmy nadzieję, bo to zawsze jakieś świadectwo, że rasa ludzka funkcjonuje nie tylko jako rzesza użytkowników sprzętów coraz to nowszych generacji). Nie wiem jednak, czy jakikolwiek inny autor potrafiłby wpisać te rozważania w tak tragikomiczną, przesyconą nonsensem fabułę – a przy tym fabułę tak rewelacyjnie portretującą dość smutną kondycję świata i jego obywateli. Kobieta, która przez rok nie wstawała z łóżka jest bowiem – jak zawsze w przypadku książek tej autorki – błyskotliwą w swej okrutnej momentami precyzji panoramą społeczną, ze szczególnym uwzględnieniem absurdalnego wpływu mediów na kształt naszej rzeczywistości. Ale jest też wiwisekcją „rodziny”: tworu współcześnie mocno ewoluującego, choć wciąż darzonego atawistycznym szacunkiem, mitycznego, u Townsend – kolosa na glinianych cokolwiek nóżkach…

Smutno się żegnać z tą cudowną pisarką, tym bardziej smutno – że pożegnanie to gorzkie i podszyte tyloma pytaniami bez odpowiedzi…

Ale kiedy chodzi o Sue Townsend –  zawsze warto przeżyć to dziwne katharsis…

Dodano do koszyka.
0 produktów - 0,00