Czy może być coś gorszego od talerza zupy kapuścianej?, zastanawia się co piątek dwunastoletni Ben. I sam sobie odpowiada – owszem: talerz ZIMNEJ zupy kapuścianej…Zresztą życie jego rówieśnicy Chloe też nie należy do najweselszych, skoro największą dopuszczalną w jej domu dawką rozrywki jest obejrzenie reklamy kleju do protez zębowych. Ci dwoje nie mają lekko – a jednak z opowieści o ich przygodach uczynił David Walliams skrzące się humorem, ale i mądrością historie, które uwielbiają dzieci na całym świecie.
Ben jest zmuszony spędzać ze swoją babcią każdy piątkowy wieczór – pozostając w domu, przeszkadzałby fetyszyzującym taniec towarzyski rodzicom w oglądaniu ich ukochanego show…Gra więc z cokolwiek upiorną staruszką w scrabble, zjada pół talerza zimnego kapuśniaku (przy odrobinie szczęścia wylewając pozostałe pół do doniczki), wcześnie idzie spać, by rano obudzić się na złożone z rozgotowanego jajka śniadanie. Cóż, babcia jest po prostu nuuuuudna – do czasu jednak, do czasu…Okazuje się bowiem, że jej przeszłość kryje perypetie, których nie powstydziłby się sam James Bond. Ben, odkrywając wstrząsające tajemnice starszej pani, nawiązuje z nią mocną więź, ukoronowaną wspólną próbą…kradzieży. I to nie byle jakiej kradzieży (patrz: okładka. Podpowiedzią może być też zastosowanie określenia „ukoronowaną”…). Nic nie może jednak – podobno – wiecznie trwać, a skonfrontowany z ciężką chorobą babci chłopiec uświadamia sobie, że oto zniknąć może z jego życia osoba, która wniosła w nie tak wiele, a której przez tyle lat zupełnie nie doceniał…
Natomiast Chloe…wyobraźcie sobie dziewczynkę, która jest tak nieszczęśliwa w swoim domu rodzinnym, że ucieka z niego w przyjaźń z miejscowym wagabundą, nie bez przyczyny zwanym Panem Smrodkiem. Zamieszkujący drewnianą ławkę jegomość generuje woń, która zapewnia mu dożywotni ostracyzm społeczny, niewiele jednak sobie z tego robi. W końcu kąpał się przecież w zeszłym roku! Przy bliższym poznaniu zresztą okazuje się nader ciekawą personą: niepozbawiony szarmanckich manier, inteligentny, troskliwy…Dlaczego więc żyje na ulicy? Zaproszony do dyskusji politycznej w studiu telewizyjnym (tak, tak, fabuła rozkręca się w dość szaleńczym tempie), na pytanie o genezę danych statystycznych dotyczących ludzi bezdomnych precyzyjnie puentuje – może problem leży właśnie w traktowaniu bezdomnych li i jedynie jako cyferek w statystykach?
Obie opowieści wypełnione są po brzeg typowo angielskim poczuciem humoru; przedstawiają też rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Szczególna dawka sarkazmu należy się tu niezdolnym do wyższych uczuć dorosłym, zaangażowanym emocjonalnie w związki z telewizją czy polityką, pozbawionym jednakże zdolności mądrego kochania własnego potomstwa. Walliams eksploruje jednak ten problem z gracją i okrasza niezrównanym komizmem, tworząc fabuły, które wciągają – książki czyta się jednym tchem. Satyra jednak to nie wszystko: losy Bena i Chloe to pretekst, by poruszyć odwieczny temat: dlaczego tak trudno nam zdobyć się na szacunek do ludzi, których nie rozumiemy? I jak się tego szacunku uczyć? Dla młodych czytelników lektura stanowić też będzie szansę na podbudowanie wiary w samego siebie, w swoją suwerenność; zarówno Chloe, jak i Ben dochodzą do punktu, w którym niezbędne staje się uświadomienie rodzicom, że mają własne wizje samych siebie, że dostosowywanie się do absurdalnych oczekiwań po prostu ich unieszczęśliwia. To zresztą lekcja nie tylko dla dzieci…
David Walliams urzeka – reprezentuje niezrównaną szkołę brytyjskiego humoru,
a jednocześnie opowiada po prostu zabawne historie, od których trudno się oderwać. Szczególnie teraz, kiedy ciągle jest w nas świąteczna atmosfera,
otwierająca serca na zjawiska na co dzień mijane w pośpiechu…