Dużo, dużo kupy…Całe morze. Siedemnastodniowy zbiornik…Mała Nikki uśmiecha się do nas z okładki, ale jest w tym uśmiechu coś złowróżebnego. I faktycznie – Święto Kupy, jakie urządza swemu zmaltretowanemu ojcu, to spektakularne wydarzenie.
Nie obejdzie się bez profesjonalnej ekipy sprzątającej…
Bądźmy szczerzy – ta książeczka będzie miała swoich wrogów, którzy gromko zakrzykną: „a po co to?” „takie obrzydliwości? komu to potrzebne?” „jaki z tego pożytek?”. Kupa, kupa, kupa Alexa Schulmana nie jest – postaram się zawczasu odpowiedzieć – książką „pożytku publicznego”. To po prostu…hmmm…chciałam napisać „czysta rozrywka”, jednakowoż przymiotnik taki jakoś niespecjalnie adekwatny…
Nikki nieodparcie kojarzy mi się z Małą Mi…ten ironiczny uśmieszek i knucie demonicznych planów…W tym ostatnim bynajmniej nie przeszkadza jej stan niemowlęctwa – gdzieżby znowu! Nikki prowadzi ze swym ojcem dysputy, swobodnie używając zdań złożonych. Temat jest jeden: dlaczego nie zrobiłaś kupy, Nikki? Okazuje się, że Nikki oszczędza…I zdecydowanie osiąga w tej sztuce mistrzostwo. Jakaż jest potęga cierpliwości i skrupulatności! Siedemnaście dni gromadzenia zapasów skutkuje eksplozją tak potężną, że nazwa „Święto Kupy” wydaje się cokolwiek zbyt dyplomatyczna…
Kupa, kupa, kupa to – naprawdę! – zabawna książka. W komiczno-naturalistycznych dekoracjach odbywa się tu swoisty proces oswajania z tematem pod tytułem „wszyscy robimy kupę”, jednak bez żadnego zacięcia moralizatorskiego. Ot, wypadki chodzą po ludziach, zdaje się mówić autor, a że ten akurat został starannie przez Nikki zaaranżowany…Taka najwyraźniej jej uroda. Zakończenie książeczki sugeruje bowiem, że to wcale nie ostatni wyczyn, jaki Nikki planuje w swojej karierze…
Zdecydowanie polecamy – mądry rodzic na pewno będzie umiał sprytnie wykorzystać tę książkę: trochę się pośmieje, ale potem będzie dzięki niej mógł podjąć z dzieckiem rozmowę na nie najłatwiejszy temat.
Zapraszamy!
Zastanawiam się, czy autor oparł tę książkę na faktach..
Z tego, co wiemy, pisał ją na podstawie swoich własnych rodzicielskich doświadczeń, więc…kto wie?! Niewykluczone…
Ciekawe. Widziałem zdjęcia tego człowieka i wyglądał mi za młodo na bycie rodzicem. No ale Pani ma pewnie dokładniejsze informacje:)