Co tam papier, druk, okładka – te książki nie mogłyby istnieć, gdyby nie ich czytelnicy. Genialny, uwielbiany na świecie autor i ilustrator Herve Tullet udowadnia, że koncept pod tytułem „książka” może mocno wykraczać poza utarte ramy, ba! funkcjonuje co prawda jako fizyczny artefakt, ale to dopiero proces czytania, wejścia w jej świat, sprawia, że naprawdę zaczyna istnieć. A my – czytelnicy – co i rusz mamy szansę zaznaczyć dzięki tej lekturze swoje własne istnienie, a przede wszystkim – udowodnić, że czego jak czego, ale wyobraźni to nam nie brakuje…
Polecenie w tytule jest stanowcze – „naciśnij mnie”. Tego wymaga od małego czytelnika żółta kropka – zresztą nie tylko tego…Potem robi się bowiem jeszcze dziwniej, ale też coraz śmieszniej: książka Tulleta zdecydowanie nie przyjmuje do wiadomości, że miałaby stanąć sobie dostojnie na półce między Tołstojem a Żeromskim. Wręcz przeciwnie – żadnego leżenia, a zamiast tego: naciskanie, dmuchanie, pocieranie, przekręcanie i klaskanie (tak, tak – książce oczywiście! Bo i jak tu nie klaskać takiej książce?)
Zaproszenie do jeszcze głębszego wniknięcia między strony otrzymuje czytelnik, otwierając Turlututu. A kuku, to ja! Tytułowy bohater – istotka tym bardziej fascynująca, że zupełnie nieklasyfikowalna – zabiera nas jako pasażerów w podróż swoim statkiem kosmicznym. Ale z pasażerów owych szybko zmieniamy się we współtworzących podróż – tym razem nie tylko naciskamy i potrząsamy, ale też śpiewamy, pokrzykujemy i wypowiadamy magiczne zaklęcia. Tu nic nie dzieje się bez naszego udziału…
Tymczasem w pracowni autora…na pierwszy rzut oka można by odnieść wrażenie, że tu to już naprawdę nic się nie dzieje! Bajkowe postaci błąkają się samopas po stronach książki A gdzie tytuł?, bezradne wobec faktu, że oto mali czytelnicy wkroczyli w ich świat i zdecydowanie domagają się opowiedzenia jakiejś logicznej historii. Przekomarzają się, grają w kometkę, ale bez ingerencji autora nie są w stanie zaspokoić ciekawości dzieci. No, w końcu pojawia się i on – sam Herve Tullet – co prawda odrobinę niezadowolony z tego, że ktoś przerywa mu proces twórczy…A gdzie tytuł to komiczna wyprawa w krainę wyobraźni autora, dzięki której przekonujemy się, że książka to zdecydowanie twór wielowarstwowy i wieloskładnikowy…Nie istnieje bez bohaterów, bez fabuły, bez autora, bez tytułu…tylko czy koniecznie wszystko to musimy otrzymać w prezencie? A może sto razy ciekawiej będzie samemu przyczynić się do powstania historii?
Wszystkie książki Tulleta to hymny na cześć wyobraźni i twórczego podejścia do rzeczywistości. Poszczególne ilustracje – od których zresztą trudno oderwać wzrok – to tylko drogowskazy. Ale trasę tej niezwykłej wycieczki układamy sami. My, czytelnicy: tu wszystko zależy od nas. A każde kolejna lektura może zakończyć się inaczej. Do opowiastek Tulleta można bowiem wracać setki razy: wchodząc w interakcje z poszczególnymi poleceniami, delektując się bajecznymi kolorami czy subtelnym dowcipem.
FiKa poleca z całego serca: piękne książki, które otwierają przed czytającymi nowe światy i udowadniają, że nie ma ni krztyny prawdy w dramatycznych prognozach, że era papierowej lektury dobiega kresu. Tullet tworzy opowieści bardziej interaktywne i wciągające niż wszystkie elektroniczne nowinki razem wzięte.
Zapraszamy Was do oglądania, naciskania i przekręcania w naszej księgarni!